Rzecz o "internecie rzeczy".

"Internet rzeczy" (Internet of Things - IoT) jest czymś, co już istnieje i po prostu się rozwija. Nie jest to idea zamknięta w obszarze rozważań entuzjastów nowych technologii, chociaż dla większości ludzi stanowi on teoretyczne pojęcie czegoś, co wydarzy się w niedalekiej przyszłości. Jak jednak nazwać możliwość lokalizowania samochodów przy pomocy technologii GPS, czy telefonów przy użyciu mobilnego internetu, albo bezprzewodowe przesyłanie danych z odczytu kamer monitoringu i ich zapis na dysku komputera?
IoT polega na tym, że poszczególne urządzenia są w stanie zbierać dane (informacje) i wymieniać się nimi przy pomocy technologii przesyłania danych. Wszelkich technologii przesyłania danych, a więc sieci komputerowej, ale także sieci energetycznej, bo ta też jest w stanie przesyłać dane dotyczące  chociażby zużycia energii. IoT ma na celu utworzenie inteligentnych obszarów, przy pomocy których możliwa będzie realizacja podstawowych zadań danego obszaru, a więc obejmuje również tzw. "inteligentne miasta" (np. inteligentna komunikacja miejska powinna zminimalizować rozbieżności między rozkładem jazdy, a rzeczywistym ruchem pojazdów komunikacji publicznej oraz zmniejszyć dyskomfort pasażerów związany z tłokiem). Generalnie - chodzi o kontrolę i optymalizację wykorzystania zasobów, zarówno w warunkach domowych, jak i w życiu publicznym. Co do obszarów wykorzystania IoT, będą się one mnożyć wraz z pomysłowością ludzi. Już w tej chwili mamy przecież nawet rolnictwo precyzyjne (w Polsce dopiero "zapowiadane"), co oznacza, że zasiewy i nawożenia są wspomagane przez urządzenia precyzyjnie monitorujące obszar, na którym prowadzone są uprawy.
W sferze gospodarczej IoT ma bardzo duży potencjał. Dlatego właśnie można mówić o presji na jego wdrożenie. Obecnie dominują gospodarczo kraje najbardziej rozwinięte technologicznie, a "internet rzeczy" jest właśnie przejawem tego rozwoju. Technologie wspomagające optymalne wykorzystanie zasobów prowadzą, przez oszczędność, do wymiernych korzyści finansowych. Dotychczas stosowane przez przedsiębiorstwa systemy zarządzania, pozwalały na optymalizację wykorzystania zasobów na poziomie pojedynczego podmiotu. Z założenia, IoT powinien pozwolić na wyjście z tym zarządzaniem poza obręb przedsiębiorstwa, dzięki śledzeniu łańcuchów logistycznych od producenta, do ostatecznego odbiorcy. Ponadto może stanowić narzędzie, dostarczające informacji na temat ewentualnych awarii i uszkodzeń, i w ten sposób wspomagać pracę serwisów oraz systemy produkcji "just in time". Jest też istotnym czynnikiem napędzającym koniunkturę w sektorze produkcji urządzeń opartych o IoT, dając podstawę do wytwarzania nowych serii produktów, co w gospodarce opartej na wzroście wiąże się z olbrzymimi korzyściami finansowymi.
Nowa rzeczywistość, jaką bez wątpienia jest "internet rzeczy" (chociaż, z przyczyn finansowych, jego wdrożenie przebiega stopniowo) ma też swoje wymagania. Podstawą do wprowadzenia rozwiązania opartego na wymianie danych pomiędzy urządzeniami jest możliwość jednoczesnego przesyłania odpowiednio dużej ilości danych. Kiedyś służyły do tego miedziane kable, następnie, wraz ze zwiększającą się siecią telefoniczną, rozwojem telewizji i pojawieniem się Internetu - światłowody. W chwili obecnej posiadamy łączność bezprzewodową, pozwalającą na przesyłanie dużo większej ilości danych bez użycia kabli. Nie wyobrażam sobie zresztą modyfikacji całej sieci energetycznej w taki sposób, aby do każdego gniazda podłączony był dodatkowy kabel do przesyłania danych. Bezprzewodowość jest po prostu najbardziej efektywnym ze stosowanych obecnie rozwiązań. Problem jednak w tym, że również ma swoje ograniczenia. Możemy to śmiało stwierdzić na przykładzie naszego kraju, gdzie mamy do czynienia z kończącą się przepustowością internetu mobilnego. Polacy używają tego rozwiązania znacznie częściej niż reszta cywilizowanego świata. Być może ma to swoje źródło w naszej pracowitości, a być może w relacji pomiędzy stopniem zaawansowania technologicznego, a poziomem dochodów, który wymusza dłuższą pracę i jednocześnie ogranicza czas, jaki możemy poświęcić na inne sprawy, w związku z czym z internetu korzystamy "po drodze". Bez względu na przyczynę, wykorzystujemy możliwości mobilnego internetu prawie do maksimum, w związku z czym, aby utrzymać możliwości rozwoju opartego na IoT, potrzebujemy zwiększenia przesyłu danych, a jeśli o nim mowa, prawie automatycznie nasuwa się nowy standard telefonii komórkowej - 5G.
O telefonii 5G już pisałem. Jest praktycznie niezbędną, na chwilę obecną, infrastrukturą "internetu rzeczy". Nie rozwijałem jednak tematu kontrowersji jakie wzbudza. Po pierwsze - zdrowie. O szkodliwym wpływie nadajników mówiło się już przy okazji pojawienia się telefonii komórkowej w ogóle. Chodziło oczywiście o oddziaływanie pola elektromagnetycznego, czyli o tzw. "elektrosmog". Z czasem pojawiła się nawet oficjalnie uznawana choroba pod nazwą "elektrowrażliwości".  Pojawiły się oczywiście "normy emisji", które określają moment, kiedy wpływ technologii zaczyna być szkodliwy, a te z kolei wymusiły zastosowanie rozwiązań ochronnych, jednak musimy się pogodzić z faktem, że do końca nigdy nie będziemy wiedzieć na czym stoimy. Po prostu choroby cywilizacyjne w sposób naturalny wpisały się w krajobraz - również gospodarczy, bo przecież w aptece nie dostaniemy nic za darmo, a jak pojawiają się pieniądze, to z reguły wszystkie inne sprawy idą na bok (przynajmniej w biznesie). I właśnie te pieniądze są drugim obszarem budzącym wątpliwości w przypadku telefonii 5G. Tak naprawdę dopiero niedawno wprowadzony został standard 4G, co pociągało za sobą koszty dostosowania infrastruktury. Koszty niemałe, które w przypadku telefonii 5G są prawdopodobnie dużo większe. W tym momencie pojawia się pytanie zasadnicze. Czy koszty wdrożenia standardu 4G już się zwróciły? Żeby dostać rzetelną odpowiedź na to pytanie, musiałbym mieć do dyspozycji sztab ludzi i dobę zdecydowanie dłuższą niż 24 godziny. Pozostaje mi jedynie logika, a ona podpowiada, że nawet jeśli się nie zwróciły, to ktoś do nich dopłaci. Podatnik na pewno, bo przecież rozbudowa infrastruktury leży w obszarze zainteresowania państwa i samorządów. Z drugiej strony, być może sami producenci dorzucą się do sfinansowania inwestycji firm telekomunikacyjnych, mając przed sobą olbrzymie perspektywy zwiększenia produkcji na lata. Najistotniejsza jednak jest ilość danych możliwych do pozyskania przez operatorów sieci 5G oraz producentów rozwiązań teleinformatycznych, bo to w niej drzemie największy kapitał związany z "internetem rzeczy".
To co dla samorządu wiąże się z zapewnieniem tzw. "ładu społecznego", a dla firm produkcyjnych ze zwiększeniem produkcji, pozwala też gromadzić podmiotom wdrażającym nowy standard dane, których rodzaj jest uzależniony tak naprawdę od rodzaju wykorzystanych w ramach IoT sensorów. Czy w związku w tym, dostaniemy możliwość nadawania urządzeniom uprawnień do zbierania tylko części informacji z naszego domu i życia, które są niezbędne do działania urządzenia i spełniania jego zasadniczych funkcji? Przykłady nadużyć w podobnych sytuacjach już się zdarzały, zaczynając od szpiegujących telewizorów, poprzez wykorzystywanie uprawnień przez aplikacje mobilne, a na reklamach kontekstowych, będących efektem rozmów w pobliżu laptopa, kończąc. Akurat w tym przypadku, dowcipy o Google przestają być dowcipami, a niektóre teorie spiskowe przestają być spiskowe.

Źródła:
Wikipedia
Nadciąga "cyfrowy blackout". W Polsce kończy się przepustowość sieci mobilnej. Raport Instytutu Łączności, technologia.dziennik.pl

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Hyperloop - kiedy czas na Europę?

O ile można "ulepszyć" człowieka?

Czy tylko Hyperloop?