Roboty na usługach

Na wstępie zaznaczam, że tytuł posta może być trochę mylący, bo przekorny. Z założenia urządzenia robotyczne powinny świadczyć pracę na rzecz człowieka, ułatwiając mu życie, czyli - być na jego usługach. Ja postanowiłem się jednak przyjrzeć perspektywom wykorzystania robotów w sektorze usług i ich konsekwencjom. Dlaczego akurat w usługach? Ponieważ są one tym obszarem gospodarki, który tradycyjnie zajmuje się wchłanianiem bezrobocia w sytuacji większych zmian na rynku pracy. To właśnie rynkowi pracy ekonomiści przyglądają się najbardziej uważnie, biorąc pod uwagę rozwój nowych technologii.
Zacznę może od definicji. Czym jest robot? Żeby nie kojarzyć go błędnie z humanoidalną skrzeczącą skrzynką, rodem ze starych filmów, zdefiniuję robota jako urządzenie, którego rolą jest wykonanie określonego zadania na podstawie dostarczonych wcześniej informacji przy czym, samo urządzenie nie musi być stricte maszyną, którą można dotknąć. Robotem może być też narzędzie informatyczne wykonujące określone zadanie.
Ze słowem robotyzacja, w odniesieniu do gospodarki, kojarzą się przede wszystkim procesy produkcyjne, w których dosyć powszechnie stosowane są urządzenia sterowane numerycznie. Sam pracuję w przemyśle, więc mam możliwość obserwacji tego zjawiska na co dzień. Mało kto jednak zwraca uwagę na sektor usług. Mnie skłoniła do tego reklama, w której jedna z firm zajmujących się dostarczaniem nowych technologii, pokazała w telewizyjnym spocie ramię robotyczne wykonujące tatuaż. Marketingowo wyglądało świetnie, ale czy jest możliwa aż tak głęboka ingerencja robotów w rynek pracy, żeby zastąpiły nas w usługach?
Nad robotem tatuującym wg pomysłu tatuatorów z Francji, pracuje Autodesk. Sam czasami tatuuję (zostało mi trochę hobby z czasów szkoły średniej), więc znam specyfikę tego zajęcia. Niestety, nie zainwestowałbym w to rozwiązanie. Istnieje wystarczająco wiele specyficznych cech procesu tatuowania, żeby mieć poważne wątpliwości, co do możliwości robotów. No, chyba  że klient będzie pod narkozą lub w głębokiej hipnozie (są miejsca, w których tatuowanie bez znieczulenia wymaga odsuwania igły od ciała co 1-2 sekundy, ale to tylko taka uwaga techniczna i przestroga dla mniej odpornych na ból). Poza tym robot, musiałby być wyposażony w całą masę czujników, które pozwalałyby mu ustawiać igłę pod odpowiednim kątem (żeby nie było, zmieniającym się na bieżąco), reagować na drgania lub stopień napięcia skóry. Dlatego właśnie napisałem, że sprawa wygląda dobrze... marketingowo. Moim zdaniem, dopóki nie opanujemy technologii wdrukowywania w skórę, w krótkim czasie, całego obrazu jednocześnie, tatuatorzy mogą spać spokojnie. Tak samo prawdopodobnie fryzjerzy. Ale czy wszyscy świadczący usługi?
Moja żona w pewnym momencie swojego życia doszła do wniosku, że zapozna się z zagadnieniami związanymi z kosmetyką w stopniu większym, niż byłaby w stanie dzięki informacjom z sieci i udała się do studium kosmetycznego. Dzięki temu wydarzeniu, miałem możliwość wielokrotnie obserwować w domu proces stylizacji paznokci (tak na marginesie... zawodowo się tym małżonka nie zajęła, ale na członkach rodziny eksperymentuje do dziś). Zauważyłem, że obiekt eksperymentu (proszę wybaczyć, ale jestem facetem) musi trzymać rękę nieruchomo, a jednocześnie praca przebiega bez pośpiechu. Podobno pojawiły się już drukarki 3D, które są w stanie drukować, rozpoczynając od dowolnego punktu w przestrzeni, a nie od podstawy (czyt. podstawa może znajdować się wyżej niż stół drukarki) i jednocześnie nadrukowywać obrazy. Nawet nie potrzebowałem się zbyt długo zastanawiać. Laptop + drukarka + skanowanie 3D na podstawie układu pasków i pani kosmetyczka, zamiast jednej osoby naraz, obsłuży sobie tyle, ile będzie miała stanowisk drukarskich. Zresztą przy pomocy drukarki 3D można już wydrukować nawet ludzką skórę, której kolor uzyskiwany jest dzięki melaninie, a prace nad zastosowaniem tego rodzaju druku w medycynie cały czas trwają (uwaga tatuatorzy - być może kilka zdań wcześniej nie miałem racji).
Zastępowanie ludzkiej pracy przez nowe technologie jest niezaprzeczalnym faktem, jednak nie ma potrzeby dramatyzować. Jakiś czas temu rozmawiałem z kolegą na temat postępu technologicznego w przemyśle i maszyn CNC. Wyraził on pogląd, z którym się zresztą zgadzam, że i tak zawsze (no, może z tym "zawsze" akurat się nie zgodzę) będzie potrzebny ktoś, kto dorobi pojedynczą śrubkę, bo przecież nie będzie się nikomu opłacało przyjmowanie tak małych zleceń. No i faktycznie, opłacałoby się być może, gdyby chodziło o śrubkę standaryzowaną. Wtedy raz napisany program służyłby wiele razy, jednak produkty standaryzowane można śmiało kupić sobie w sklepie z artykułami metalowymi, a nawet gdyby produkcja pojedynczych sztuk przy pomocy wspomnianej technologii była opłacalna, i tak bardziej opłacalna byłaby produkcja wielkoseryjna. Nie jest więc tak strasznie. Zanim odejdziemy od konieczności wykorzystywania zdolności manualnych, minie jeszcze sporo czasu. Dodatkowo i tak będą one potrzebne do tego, żeby rozumieć jak działają rzeczy, które sami wytworzymy (w tym roboty).

Źródła:
Monika Mordzińska, " Robot-tatuażysta, czyli precyzja i ryzyko w jednym".,  forbot.pl
Clare Scott, "3D Printing Achieves Human Skin with Natural Pigmentation"., 3dprint.com

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Hyperloop - kiedy czas na Europę?

O ile można "ulepszyć" człowieka?

Czy tylko Hyperloop?